Po spontanicznej i niezbyt udanej
majówce w 2015 roku postanowiłem, że w 2016 musi być to lepiej
zaplanowane. Już w grudniu 2015 zrobiłem rezerwację stanowiska na
łowisku Krzyczki. Miałem ciężki orzech do zgryzienia czy wybrać
stanowisko 12 czy tzw. zatokę. Zatoka jest płytka, max 1m, a biorąc
pod uwagę, że jesienią było tam tylko 30cm to również wielką
niewiadomą było ile wody przybędzie po zimie. Dlatego też
wybrałem 12. Stanowisko na lewo od zatoki. Założyłem sobie, że
jeżeli nawet przybędzie wody i będzie ciepło to ryba z głębszej
wody będzie szła na zatokę i będzie musiała przedrzeć się
przez moje zanęcone "zasieki".
No cóż założenie prawidłowe ale
sprawdziłoby się 2-3 tygodnie temu ;) Teraz było za późno bo
ryba już siedziała na zatoce :P
Od rana było ładne słońce więc
przed południem poszedłem zobaczyć co słychać na zatoce. Idąc
po mału wzdłuż brzegu zacząłem "pluć w mordę”, że
jednak nie wziąłem tego stanowiska !! Przy moście zaobserwowałem
3 karpie. Idąc dalej zauważyłem zmąconą wodę, ewidentnie coś
żerowało w dnie. Jak już doszedłem na koniec zatoki to szczena mi
opadła. Cała masa karpi !! Tupnąłem kilka razy nogą w pomost i
momentalnie te wszystkie karpie zebrały się do ucieczki robiąc
przy tym niezłą falę i mącąc całą wodę na zatoce. Niestety w
recepcji nie pozwolili mi zmienić stanowiska twierdząc, że ktoś
jednak przyjedzie na zarezerwowaną zatokę. W takim razie zwinąłem
jedną wędkę, zrobiłem PVA i posłałem zestaw w okolice końca
zatoki. Podnęciłem trochę ziarnami i czekałem. Wróciłem do
siebie na stanowisko i po ok godzinie na centralce mam 2 piki. Patrzę
na wędki ale żaden sygnalizator się nie świeci.
Po chwili ostry
odjazd i już wiedziałem o co kaman ;) sprintem niemal szybkim jak
Bolt dobiegłem do wędki na zatoce !! Złapałem za szpulę i na
siłę idąc do tyłu wyciągnąłem karpia z zatoki na otwartą
wodę. Mimo ciut większej wagi od pierwsze karpia nie walczył zbyt
mocno i szybko zawitał do podbieraka.
Zarzuciłem po raz kolejny
wędkę. Brania się nie doczekałem bo przyjechał karpiarz na to
stanowisko. No i co mogę powiedzieć ? Do niedzielnego poranka
złowił ok 10 karpi w tym 2-3 sztuki 15-16kg !! A jak z nim
rozmawiałem to powiedział, że mocno się obawiał tak płytkiego
stanowiska na tak wczesną porę ;)
Ja niestety do końca zasiadki nie
doczekałem się już żadnego karpiowego brania. Natomiast w
niedzielne popołudnie wziął taki mały wąsacz :)
Wziąłem ze sobą matchówkę w
nadziei na „zabawę” z karasiami i linami. Niestety duże ilości
płoci nie pozwoliły mi się z nimi spotkać i po złowieniu kilku
tłustych płoci 20+cm odechciało mi się już je łowić ;)
Wypad mógłby być lepszy ale nie ma
co narzekać ;) Ważne, że trafiły się 2 karpie. Wagowo nie duże
ale po fatalnej przygodzie na Uroczysku Karpiowym wróciła mi wiara
w to całe karpiowanie :)
Za tydzień jadę z ojcem na nockę na
PZW. Może coś uda się złowić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz