wtorek, 29 listopada 2016

Rybnik - stolica rozwala system !!

Od niechcenia rzuciłem w sierpniu na naszej facebookowej grupie temat - jedziemy w listopadzie na Rybnik ! kto chętny ?


Odzew był skromny bo tylko Marcin i Tomek. Mija tydzień i nikt więcej się nie zgłasza. Wtedy zaświeciła mi się lampka. Nie napisałem chłopakom najważniejszej rzeczy. Wyjazd na Rybnik ale nie na tzw. zrzut ciepłej wody tylko na domek w stanicy. Domek z prądem, ogrzewaniem, wodą itp. No i się zaczęło. Bardzo szybko zgłosił się Przemek i Bartek. Takim o to sposobem mieliśmy komplet 5 osób do domku. Termin wybraliśmy na ostatni weekend listopada od czwartku do niedzieli. Wyjazd ten traktowaliśmy jako rekonesans przed kolejnymi wypadami bo z pewnością takowe będą. Każdy  z osobna jarał się tym wyjazdem jak małe dziecko. Kilka uzgodnionych szczegółów kto co bierze, jaka taktyka itd. czas szybko minął i ruszamy w drogę !!

Na miejscu jesteśmy ok 6ej rano. Zajeżdżamy do Żabki gdzie osoby bez opłaconej składki PZW wykupują pozwolenie. Ja i Przemek kupujemy zezwolenia bezpośrednio od właściciela domku. Dla Waszej wiadomości. Za 4 dni łowienia płaciliśmy 55zł (osoby bez opłaconych składek) oraz 36zł (osoby z opłaconymi składkami). Do pełni szczęścia brakowało jeszcze opłacenia pozwolenia na wywózkę łódką RC (koszt 10zł dzień).

Na wodę wyruszyliśmy z Tomkiem po 10. Niestety echosonda Bartka nie bardzo nam pasowała i wróciliśmy ją wymienić na bardziej zaawansowany model Marcina. Ta zmiana to strzał w dziesiątkę i szybko odszukaliśmy kawałki z twardszym dnem oraz wskazania ryb. Na odległości ok 400m od brzegu były pojedyncze duże ryby. Ok 470m od brzegu zaczęło się fajne wypłycenie z 4m na 2m. Z Tomkiem postawiliśmy 3 markery. Pierwszy marker na odległości ok 420m na 4m gdzie kładliśmy po jednym zestawie z lewej i prawej strony. Jeden marker poszedł na lewy skrajny zestaw Tomka, 470m od brzegu na wypłycenie. Mój marker dałem na 500m bo tam dopiero zaczynało się wypłycać.


Sondowanie zajęło nam wszystkim dużo czasu i ostatnie zestawy Marcina były wywiezione już po ciemku. Woda miała 16 stopni !! Wieczorem kiedy opadł kurz bitewny związany z sondowaniem i wywożeniem zestawów, postanowiliśmy rozpalić ognisko i rozgrzać kociołek (przygotowany przez Tomka) wypełniony pysznościami.


W momencie jak żarełko z kociołka było już prawie gotowe na moim zestawie pojawiły się pojedyncze piki. Podeszliśmy do wędki i z kołowrotka pomału coś co sekundę dwie wysnuwało żyłkę. Nie byliśmy pewni co to jest. Ostatecznie stwierdziliśmy, że jakieś kłębowisko żyłek się zaczepiło i stawiając opór powoduje wysnuwanie żyłki. Dokręciłem delikatnie hamulec. Odeszliśmy od wędki i po chwili ponownie coś zaczęło wysnuwać żyłkę. Zaryzykowałem i rozpocząłem hol. Pierwsze wrażenie to, że ciężarek nie spadł i ściągam cały zestaw. Aczkolwiek każdy z nas zauważył, że żyłka zaczęła przesuwać się delikatnie w prawa stronę. No ok może jakiś prąd na wodzie to powoduje. Zwinąłem trochę żyłki i nadal ten sam "tępy" opór. Żadnego szarpnięcia. Dałem wędkę Marcinowi żeby również spróbował i ocenił czy cokolwiek może być na haczyku. Ten również nic nie czuł. Następnie wędkę przejął Tomek. Energicznymi szarpnięciami zaczął ściągać zestaw. Po którymś razie poczuł luz. Stwierdziliśmy, że ciężarek w końcu spadł. Tylko, że po kolejnych braniach zaczęliśmy zmieniać zdanie.

Tomek uraczył nas kociołkiem a Przemuś przygotował pyszną golonę !!


Po północy na wędce mam coś co bardziej przypomina branie. Wpierw opad swingera i następnie bardziej zdecydowane wyciąganie plecionki. Dobiegam, podnoszę wędkę i zaczynam ściągać rybę. Tylko no właśnie czuję ten sam "tępy" opór co w poprzedniej sytuacji. Tyle, że teraz postanawiam spokojnie zwijać kolejne metry żyłki bez niepotrzebnych energicznych ruchów. Jakieś 100m od stanowiska w końcu poczułem szarpnięcie. Ryba ląduje w podbieraku !! Pierwszy karp z Rybnika :) nawet go nie ważyliśmy, ale miał poniżej 10kg. Zadowolony byłem fest. 


Niestety żadnego zestawu już nie miałem w wodzie ponieważ postanowiliśmy po ciemku nie wywozić zestawów. Kładziemy się spać po 4ej rano. Po 8ej centralka Tomka zaczyna pikać. Tomek wybiega i widzimy, że również coś holuje. Mówi, że czuje ten sam "tępy" opór jak zwijał mój zestaw. W końcu czuje rybę. W podbieraku ląduje fajny pełnołuski. Też ma poniżej 10kg więc go dokładnie nie ważymy.
 

Z rana czeka nas kolejna harówka tj. wywożenie zestawów.  Tym razem udało się to skończyć za dnia ok godziny 14ej. Ponownie wyczekiwaliśmy późnych godzin wieczornych w nadziei na kolejne brania. Pierwsze branie u Tomka tuż po północy. Karp wszedł w moje zestawy, trochę kombinacji i udało się go wyciągnąć i podebrać. W końcu pierwsza większa ryba bo 19.5kg ;)


Nie minęła godzina i mamy kolejne branie.. Tym razem u Bartka. Po ekscytującym holu podbieramy mu jego nową życiówkę :) Karp 21.8kg !!


Nad ranem kolejne branie u Tomka. Musimy wypłynąć kawałeczek pontonem bo ryba weszła w zaczep. Chwila walki i mamy go w podbieraku. Okazuje się, że karp miał jakiś zestaw ze sobą. Niestety okazuje się, że to mój. Zacząłem ściągać tą wędkę i wtedy stało się najgorsze. Nie potrafimy z chłopakami tego wyjaśnić ale dwa moje zestawy były tak splątane, że nie było żadnych szans odplatania tego. Musiałem odciąć aż 500m plecionki i 200m żyłki. Nie ukrywam ale byłem mega załamany szczególnie stratą plecionki bo trochę mnie kosztowała. Na szczęście wziąłem zapasową szpulę z nawiniętą żyłką, a Bartek poratował mnie swoją zapasową szpulą żyłki. Zestawy przewinąłem i ponownie je wywieźliśmy. Rano Przemek również ma branie i karpik poniżej 10kg ląduje w podbieraku.




Sobota późny wieczór postanawiamy wcześnie iść spać żeby w niedzielę być w miarę wypoczętym przed powrotem. Po 23ej rozchodzimy się spać. Na dole zostałem ja, Marcin i Przemek i nagle bez żadnego pika ostrzegawczego na moim zestawie piękna rolada. Wybiegam z domku, karp cały czas "jedzie". Dokręcam hamulec i ściągam karpia. Hol ciężki. Co prawda ryba ważyła ok 15kg ale walczyła fest, nawet przy samym podbieraku. Byłem bardzo zadowolony.



W nocy branie u Bartka. Spokojny hol i karp ok 15kg ląduje w podbieraku.


Mieliśmy spać i odpoczywać przed powrotem a tu takie miłe niespodzianki ;) Rano ok 7ej Tomek z impetem zbiega z góry. Wybudzamy się i patrzymy o co chodzi. Po paru minutach Przemek woła mnie aby pomóc mu zwodować ponton bo karp wszedł w zaczep. Ponownie podpływamy kawałek. Karp się uwalania i raz dwa go podbieram. Tomek już wiedział, że ma nowa życiówkę ale nie wiedział że aż taką ;) Karp do worka i na stojak a tam 3 z przodu !!! a konkretnie 30.85kg :) Tomek wniebowzięty, my też ;) Zasiadka życia !!



Marcin jako jedyny niestety nie zaliczył brania, ale już przy następnej okazji zrobimy wszystko aby to się zmieniło. Mimo niepowodzenia był duszą towarzystwa. Jego żarty w piątkowy ranek na długo będziemy pamiętać. Harował jak wół i pomagał nam przy wywózkach. Dzięki Marcin !!

Pakujemy się i już planujemy kolejny wyjazd. Mamy już rezerwację na marzec :) Z rana przyszli miejscowi i wiedzieli o karpi 30+ tylko pytanie brzmi od kogo ?? :) Stwierdzili, że idealnie trafiliśmy w miejsce i czas łowiąc tyle ryb. Dlatego na marcową zasiadkę jadę z pokorą ale bojowo nastawiony :)

Rybnik wiele nas nauczył, dał nam sporo do myślenia. Zebraliśmy wielkie doświadczenie i z pewnością będziemy tam jeździć 1-2razy do roku.