poniedziałek, 19 października 2015

Misja "Jesień, czyli ratujemy sezon" - cz.3 Łoś Ty w mordę :)

Już jakiś czas temu stwierdziłem, że warto od czasu do czasu śmignąć na samotną zasiadkę. Takie wyjazdy mają swoje zalety ale jak sam się ostatnio przekonałem również wady.

Tą zasiadkę planowałem od dość dawna. Miałem zawczasu zrobioną rezerwację cypla letniego, aczkolwiek do samego końca nie byłem pewien wyjazdu bo szef nie podpisał mi urlopu. Dwie osoby były wtajemniczone i wiedziały o moich planach. W końcu urlop podpisany. Jadę sam na tydzień na Goplanicę ! Dodatkowo dowiaduję się, że w tym czasie nie będzie nikogo więcej na wodzie. Z jednej strony fajnie bo kawał wody do obłowienia, z drugiej strony warto jakieś "wsparcie" mieć nawet ze strony kogoś kogo się nie zna. No ale nic co to twardym trzeba być !!

Już tydzień przed wyjazdem obserwowałem dokładnie pogodę i poczynania dwóch karpiarzy z Gangu Karpiarzy, którzy przyjechali również na tydzień. W pierwsze dwa dni kiedy ciśnienie wzrosło z 1010 na 1018 hpa chłopaki złowili 3 karpie. Potem ciśnienie momentalnie wskoczyło na 1030 i za pierona nie chciało spaść. Niestety w okresie kiedy i ja miałem siedzieć cały czas takie ciśnienie miało się utrzymywać. Dodatkowo wschodni wiatr - nie napawało to optymizmem.


W piątek po pracy szybkie pakowanie i przygotowywanie jedzenia. W sobotę o 6ej pobudka, śniadanie i w drogę. Wschodzące zza bloków słońce wróżyło ładny dzień. Temperatura -1.5*C, któa za miastem szybko spadłą na -3.5*C skutecznie ochładzała moje zapędy na obfite łowy. Po spokojnej jeździe po godzinie 11ej zajechałem nad wodę. Chłopaki byli już prawie spakowani. Przywitałem się i porozmawialiśmy trochę o efektach. Niestety (a może stety ?!) ich bilans to 6 wyjętych ryb i jedna spinka. Wielkość ryb również nie powalała.
 

Głupotą byłoby się poddać od razu na starcie, dlatego czym prędzej wziąłem się za wypakowywanie auta i przewiezienie rzeczy na cypel. Pierwsze na czym mi  zależało to rozbicie "obozowiska" aby przed zmierzchem, który jesienią przychodzi szybko mieć gdzie się wygodnie położyć i schować przed nocą.
 

Następnie wziąłem się za sondowanie i typowanie miejscówek. Ponieważ od mojej czerwcowej wizyty warunki mocno się zmieniły, musiałem trochę zweryfikować miejsca na zestawy. Postanowiłem odejść dalej od brzegów z płytszej na głębszą wodę 2-3,5m. I tak o to do poniedziałkowego ranka nie działo się nic. W niedzielę odwiedził mnie gospodarz wody - Arek i zasugerował "odejście" od zatopionego drzewa bardziej na otwartą i jeszcze głębszą (ok 4m) wodę. Nie miałem nic do stracenia, tym bardziej, że już kilkadziesiąt godzin nic na tym zestawie się nie działo. W poniedziałek właśnie z tego miejsca mam branie. Karpik ok 7kg ląduje w podbieraku.


Wypuszczając go obserwuję spław karpia w okolicach innego zatopionego drzewa.

 
Tam jest jeszcze głębiej bo 5m. Postanawiam na wieczór wywieźć tam zestaw. Może temperatura wody przy powierzchni ~ 9*C i zimne noce spowodowały, że ryba zeszła już w najgłębsze rejony wody ?



Leżąc w ciepłym łóżeczku z przyjemnego letargu wybudza mnie dźwięk sygnalizatora. Ponownie to samo miejsce co rano. Karpik ok 9kg jest mój ! ;)    

Zaczyna w końcu coś się dziać. Sprawdzam pogodę. Ciśnienie cały czas 1030hpa jedynie ze środy na czwartek delikatny spadek na 1025hpa. Pocieszam się, że może wpłynie to pozytywnie na brania.

We wtorek dzwoni Marcin z dobrą nowiną ;) Okazuje się, że dziś imieniny ma ... Karp ;) i że skoro to jego święto to popijając wódeczkę z kolegami będzie musiał czymś zagryzać. No czarodziej !! w południe mam branie spod drugiego drzewa z 5m. Trzecia ryba niestety również poniżej 10kg. No ale jest !! ;)



Wywiozłem zestaw. Postanowiłem się położyć i zagrzać bo mocniejszy wiatr dawał mi się we znaki. Gdy już zaczynało się robić ciepło słyszę pik z wędki spod drzewa. Zacząłem zakładać buty i słyszę kolejny i za chwilę piękne piiii. Tu poczułem, że przeciwnik jest wyższej kategorii wagowej. Po ładnej walce karp wpada w podbierak. Sesja wagowo-zdjeciowa i 13.1kg pełnołuskiego szczęścia ;)


Wywożę po raz kolejny zestaw. Nie mija godzina i jedzie !!. Niestety tym razem nie udało mi się szybko zareagować i karp wszedł w drzewo i się spiął. Kolejna wywózka. Mija jakiś czas i znów branie !! Tym razem postanowiłem bardziej siłowo odciągnąć karpia od drzewa - błąd !! Karp się spina. Inna sprawa, że skoro rybka tam weszła to postanowiłem zmodyfikować trochę przypon i być może przez to karp za słabo się zapiął ?  Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć. Dalsze testy przyponu w 2016 roku. Szybka wywózka i rozochocony czekam na kolejne piii. Doczekałem się go o 1ej w nocy. Po dość długiej walce karpik ląduje w podbieraku, następnie w worku i czeka na ranną sesję.


W środę zacząłem odczuwać zmęczenie długą już zasiadką. Dodatkowo w nocy z wtorku na środę złapały mnie dreszcze. Zaaplikowałem sobie dawkę uderzeniową leków, wypociłem się porządnie i postanowiłem, że nie w piątek ale już w czwartek wrócę. W środę natomiast zacząłem się pakować i przenosić na parking i stamtąd obławiać miejsce przy drzewie. Dodatkowo w środę z rana pod drzewo wywiozłem już 2 wędki w nadziei, na większą ilość brań skoro ewidentnie ryba tam, zaczęła się pojawiać.


W trakcie pakowania klamotów odwiedza mnie ponownie Arek i informuje, że w czwartek z rana przyjeżdża na dzień na ryby i będzie obławiał właśnie drzewo. Nie mogłem za bardzo protestować bo to miejsce nie należało do mojego rewiru łowienia. Wprawiłem go w dobry nastrój mówiąc, że miałem stamtąd sporo brań. Pogadaliśmy chwilę i poszedł do auta. A j w tym czasie mam piękny odjazd spod drzewa. Wskoczyłem na ponton i postanowiłem powalczyć na otwartej wodzie z rybą bo czułem, że będzie to spora sztuka i nie chciałem dopuścić do sytuacji aby weszła w trzciny przy cyplu. Arek zauważył, że walczę z czymś większych. Kij ładnie się giął. Ja nie narzucałem zbyt dużego tempa holu. Nie chciałem zaryzykować spinki. Wiedziałem, że będąc na środku wody ryba nie ma żadnego zaczepu, w który mogłaby wejść i wygrać tą walkę. W końcu ryba się poddała i pozwoliła podebrać. Arek przyszedł na stanowisko i pomógł mi z ważeniem i porobił kilka fotek. Myśleliśmy że waga będzie większa. Nie zmienia to faktu, ze fajny golec 14.5kg mocno poprawił mi humor ;)


Po południu byłem już na parkingu i miałem wywiezione zestawy. Niestety poza pojedynczymi pikami nie doczekałem się bardziej konkretnego brania. W czwartek się spakowałem i udałem w podróż powrotną do domu.


Podsumowując.

Uważam, że Goplanica jest mało wygodna na samotne tak długie zasiadki i w ogóle. Jednak warto mieć wsparcie kolegi czy to przy płynięciu po rybę, wywózce czy ogólnie. W  końcu Goplanica to nie jest komercja ogrodzona siatką. Za plecami ma się gęsty las pełen dzikiej zwierzyny. Nie ukrywam, że gdy robiło się ciemno to trochę stracha miałem bo nie byłem pewien czy odgłos łamiącej w oddali gałązki to lis (który zresztą odwiedzał mnie non stop), dzik, łoś a może jakiś człowiek szukający zaczepki ?!

Człowiek czuje się pewniej mając bratnią duszę obok. Dlatego każda kolejna zasiadka na tego typu wodzie koniecznie z kimś już nie samemu !!

Pływając kamerą sprawdzałem czy znika jedzenie z płytszych obszarów tj. 2-3.5m. Niestety wszystko było na swoim miejscu. Brania z głębokości 4-5m  ewidentnie pokazały, że czas najwyższy szukać ryb w głębszych rejonach wody.

Przede mną ostatnia krótka bo dobowa zasiadka na podwarszawskiej komercji i muszę kończyć sezon.

Uważam, że jesień uratowała mi ten sezon ;) Wpadło kilka fajnych rybek ale przede wszystkim mogłem spędzić czas nad wodą i na tym najbardziej mi zależało !!


Do następnego !!

1 komentarz: