poniedziałek, 15 czerwca 2015

Goplanica Show


W tym roku słabo zacząłem sezon karpiowy. Spowodowane było to głównie natłokiem obowiązków służbowych oraz weselnym majem. Na majówkę dałem radę wyrwać się ledwo na jedną dobę na pobliską komercję gdzie nie zaliczyłem nawet brania :( Myśląc o strategii na czerwcowe zawody (VI Puchar sklep-karpiowy.pl) zapaliła mi się lampeczka, że przecież tuż przed zawodami jest długi czerwcowy weekend. Kilka szybkich pomysłów gdzie można go spędzić i i padło na Goplanicę. Telefon do właściciela i o dziwo wolne jest prawie wszystko. Zarezerwowałem tzw. cypel letni. Następnie szybki telefon do kolegów czy są chętni jechać ze mną. Początkowo każdy na TAK ale im bliżej wyjazdu to każdy po kolei się wykruszał. Pojechałem sam z żoną ;) w takiej dziczy warto mieć kogoś obok aby było raźniej.
Wyjechaliśmy w czwartek w Boże Ciało po 6ej. Byłem pewien, że nie będzie korków bo większość osób wyjechała na wieczór. Grubo się pomyliłem. W końcu po ponad 4h dojechaliśmy nad wodę. Zacząłem się rozpakowywać i od razu zajechał Arek - jeden z opiekunów łowiska. Krótka wymiana najświeższych informacji o tym co się działo nad wodą i w okolicach cypla obserwujemy ... spławy ?!?! początkowo tak myśleliśmy. Okazało się, że karpie poszły w tarło !! Minę miałem nie tęgą. Od razu pierwsza myśli - super, 4 dni siedzenia i patrzenia się jak rybki baraszkują. Przewiozłem na cypel pontonem rzeczy i zacząłem się rozkładać obserwując co chwila jak rybki odwalają bunga bunga :P Postałem trochę dłużej obserwując te harce i zauważyłem, że są to mniejsze karpie 5-8kg. Powróciła nadzieja, że większe jeszcze nie poszły w tarło. W trakcie rozbijania obozowiska wywiozłem na szybko jedną wędkę w miejsce tych harców. Następnie po południu wywiozłem resztę wędek w pozostałem miejsca. Siedząc wieczorem na krzesełku i zastanawiając się gdzie przerzucić tą wędkę co pierwsza była wywieziona ku mojemu zdziwieniu mam z niej branie ;)

Udało się wyholować takiego jegomościa.




Decyzja mogła być jedna, jedyna i słuszna, nie rezygnuję z tego miejsca. Kładziemy się spać. Żona przejęła mój śpiwór i wyrko to spała wygodnie i ciepło ;) ja się męczyłem na prowizorycznym wyrku pod kocem i mocno zmarzłem pierwszej nocy. Ryby jednak skutecznie mnie rozgrzały nad ranem. Po godzinie 4ej z tego samego miejsca co wieczorem odjazd i taki karpik na macie:


Wywożę zestaw i idę spać. Mijają 2 godziny i ponownie z tego miejsca taki misio:


Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Wywózka i idę dalej spać. Mijają 2 godziny i kolejne branie z tego miejsca. Taaaki fajny kabanik ;)



Miejsce które wydawało mi się bankówką, gdzie kolega w tamtym roku łowił sporo karpi niestety było "martwe" ale nie poddawałem się zbyt szybko i przewiozłem jedynie ciut dalej zestaw.



Przewożąc zestaw postanowiłem podpłynąć pod jedno zwalone drzewo gdzie kiedyś nie mieliśmy ani jednego brania. Będąc 10m od drzewa zauważyłem jak podpłynął do mnie taki fajny karpik pełnołuski. Na oko dawałem mu ok 15kg.



Po chwili zauważyłem drugiego karpia w gałęziach.


Decyzja tylko jedna wywożę tan zestaw. Wędka przywiązana sznurkiem, hamulec skręcony dlatego aby od razu po braniu dolecieć do wędki i odciągnąć rybę od drzewa. Mijają 3h od wywózki i mam okazję wdrożyć swój plan w życie. Sukces !


Mija kilka godzin i powtórka z rozrywki.


W międzyczasie przyszedł do mnie karpiarz pożyczyć ponton aby móc wywieźć dokładnie zestawy pod "bankowe" miejsca. W chwili gdy wywoził trzeci mam branie na wędkę o której wspominałem wyżej, ze nie będę szybko rezygnował z miejsca gdzie był zestaw. Ryba weszła w zaczep. Krzyczę do koleżki aby podpłynął bo mam rybę w zaczepie. Szybka zamiana miejsc w pontonie i płynę. 5 minut kombinowania i ryba wychodzi z zaczepu i następnie ląduje w podbieraku:


Sporo wrażeń jak na drugi dzień. Przygotowując się do spania znowu branie z wędki "na sztywno" ;)


Idziemy spać. Nocka już cieplejsza i nie marznę. Po godzinie 1ej w nocy  strzał z tej najlepszej dotychczas miejscówki. Po fascynującej walce wyławiam karpia pełnołuskiego ;)


W sobotę pogoda się zmienia. Wieje silny wiatr. W samo południe odnotowuję branie spod zwalonego drzewa gdzie dzień wcześniej miałem 2 ryby. Po fajnej walce ryba trafia do podbieraka.


Było to moje ostatnie branie zasiadki. 10 brań i 10 ryb wyjętych. Arek (opiekun łowiska) był widać pozytywnie zaskoczony i nie do końca w to wierzył ;)

Wyjechaliśmy wcześnie rano aby ominąć korki powrotne. Była to dobra decyzja bo to co mówili w radio co się wyprawiało na drogach to masakra :)

Następnie 2 dni przerwy i wyjazd na zawody na Nekielkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz