W wielkim skrócie.
W piątkowy wieczór siedząc zadowolony na Goplanicy dzwonię do Marcina, z którym za kilka dni mam startować w zawodach. Chwalę się aktualnymi rezultatami połowu i słyszę od Marcina - "Marek, pakuj się i wracaj do domu bo się wystrzelasz teraz i na zawodach nic nie złowisz". No prorok ... prawie ;)
Jak już kiedyś wspominałem, na Nekielce (gdzie odbywały się zawody) byłem dotychczas dwa razy i nic nie złowiłem. Fatum, klątwa ... disa
Zajeżdżamy w środę. Losowanie, mamy stanowisko 33.
Tam gdzie są wbite pinezki to te stanowiska łowiły. Szkoda, że inaczej nie zostały wybrane stanowiska bo jak widać w prawym-górnym rogu stanowiska skrajne miały kawał wody do obłowienia.
Miesiąc wcześniej stanowisko 33 wygrało no ale to było miesiąc wcześniej. Rozjeżdżamy się na stanowiska. Od razu stawiamy centrum dowodzenia ;)
Nęcimy i zarzucamy zestawy. Do wieczora siedzimy i b1e1er Nikt nic nie łowi. Martwa woda. Nad ranem u kolegi branie. Spokojny hol i mamy swoją pierwszą rybę zawodów. Karp ok 10kg. Zastanawiamy się jak u innych minęła nocka. Sędziowie po 8ej jadą na pierwsze ważenie. Okazuje się, że 5 zespołów złowiło ryby. Do sobotniego wieczora sytuacja wygląda tak:
Upał, nęcimy, upał, nęcimy, popijamy piwko, leje deszcz, nęcimy. Patrzymy jak inni coś tam doławiają. Sąsiedzi z lewej, którzy również nie mieli zbytnio co robić zaczęli w końcu łowić rybki.
Od czasu do czasu odwiedza nas rodzina Łabędziaków.
Całkowicie zrezygnowani w przypływie złości spowodowanej bezsilnością odnajdujemy resztki ambicji i przygotowujemy specjalną zanętę. Ostre spombowanie kończymy po 19ej. Rozkładamy krzesełka, siadamy przed namiotami i czekamy. Już nawet nie marzymy aby włączyć się do walki o nagrody:
Tylko z honorem pożegnać się z zawodami.
Ok godziny 21ej pik na wędce. Wstaję powoli (bo pik to ... pikuś) i podchodzę do wędki. Widzę, że hanger "przytulił się" do sygnalizatora i nie wrócił do pozycji wyjściowej. Znaczy coś szarpnęło i trzyma. Podchodzą bliżej do wędki i słyszę jedno trykotnięcie hamulca, po chwili drugie .... i jedzie ;) Podnoszę wędkę i czuję coś większego na kiju. Karp idzie dostojnie w bok, wprost w zestawy sąsiadów. Próbuję go delikatnie odciągnąć w drugą stronę. Karp cały czas przy dnie. Nie robi szalonych odjazdów tylko delikatnie daje się podprowadzać bliżej brzegu. Gdy już jest jakieś 20m od nas wchodzi w dwie pozostałe wędki. Na szczęście nie narobił tragedii i łatwo sobie z tym poradziliśmy. Gdy już strzałówka wskoczyła na szpulę karp zaczął pokazywać co potrafi. dwa - trzy odjazdy kilka młynków i w końcu ląduje do podbieraka. Nawet nie zobaczyłem jak jest duży ale pozwoliłem sobie na okrzyk radości {} Marcin stał po kolana w wodzie, trzyma podbierak i tylko słyszę ... o kurdę Marek zobacz jaki gruby grzbiet. Pierwsza moja myśl - czyżby nowa życiówka ?? ;)
Życiówka nie ale i tak byłem zadowolony, że "odczarowałem" tą wodę fajnym karpiem ok 17,7kg ouch
Myśleliśmy, że w nocy coś jeszcze dołowimy ale nic z tego. Dane nam było wyspać się aby w miarę wypoczętym wracać do domu.
Pierwsi nie byliśmy, ostatni też nie ;) i jak to powiedziała żona Marcina - Nie zawsze musimy być najlepsi ouch
Przed nami kolejne zawody i wyzwania ;)
PS. Podzielę się wrażeniami z nowego namiotu JRC Quad 2G Dome. Jest przekozacki :o kiedy inni walczyli z mrówkami (sąsiad 3 razy przestawiał swój namiot :P) i innymi owadami ja wieczorem kładem się spać i nic po mnie nie łaziło ;) System z doczepianą sypialnią jest SUPER ouch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz